Co myśmy właśnie obejrzeli?
Wczoraj całkiem spontanicznie udało mi się obejrzeć nowy film Małpa (ang. The Monkey) w reżyserii Osgooda Perkinsa. I choć chciałabym Ci opowiedzieć, o czym był ten film, to… nie do końca wiem, jak to zrobić. Bo jak opisać coś, co balansuje na granicy horroru, groteski i czarnej komedii, nie będąc tak do końca żadnym z nich?

Fabuła: kiedy małpa zaczyna grać, śmierć już tańczy
Historia zaczyna się gdzieś w latach 70-80, kiedy poznajemy dwóch braci bliźniaków – Billa i Hala. Chłopcy nie pałają do siebie miłością, ich matka samotnie ich wychowuje, a jedyne, co mają po ojcu, to zbiór przypadkowych, zapomnianych przedmiotów. Wśród nich znajdują ją – starą pozytywkę w kształcie małpy z bębenkiem.
Tyle że to nie jest zwykła zabawka. Gdy ktoś ją nakręci, zaczyna się śmiercionośna gra. Dosłownie. Bo w momencie, gdy pałeczki uderzają w bęben, ktoś w okolicy kończy swój żywot. Makabryczne? Owszem. Ale to dopiero początek.
Akcja przeskakuje o 25 lat. Bracia nie utrzymują kontaktu, Hal wiedzie nudne życie, widując się z synem raz w roku. I nagle – telefon. Nieoczekiwany, dziwny, zwiastujący chaos. Od tej chwili jego życie zamienia się w pasmo coraz bardziej absurdalnych i makabrycznych wydarzeń.
Horror czy czarna komedia?
Powiedzieć, że ten film jest dziwny, to jak nic nie powiedzieć. Teoretycznie mamy tu elementy horroru – krew, trupy, tajemniczy artefakt – ale czy ten film faktycznie straszy? Nie bardzo. Czy trzyma w napięciu? Raczej momentami. Ale czy bawi? Oj tak, i to niekoniecznie w sposób zamierzony.
Małpa faktycznie zabija, ale sposób, w jaki to robi, przypomina bardziej finałową scenę w Final Destination, niż klasyczne slasherowe mordobicie. Śmierć przychodzi niespodziewanie, często w sposób absurdalny i groteskowy. Bohaterowie? Zaskakująco spokojni, wręcz pogodzeni z tym, co się dzieje.
Gdybym miała ten film do czegoś porównać… No właśnie, do czego? Może Happy Death Day, tylko mniej dynamiczny? Może Drag Me to Hell Sama Raimiego, bo to też horror, który trudno traktować poważnie? Jeśli lubisz takie klimaty, to Małpa może Ci podejść.
Na podstawie Stephena Kinga… ale czy to coś zmienia?
Film bazuje na opowiadaniu Stephena Kinga z 1980 roku (The Monkey, wydane w zbiorze Szkieletowa Załoga). Nie jest to jego najbardziej znana historia, ale motyw przeklętej zabawki, która sprowadza śmierć, to klasyczny King – nadnaturalny horror spleciony z rodzinnym dramatem.
Tyle że ekranizacja idzie w trochę inną stronę. Zamiast mrocznej historii o traumie, dostajemy coś, co przypomina bardziej senne majaki reżysera, który stwierdził: „A może by tak zrobić horror… ale taki, żeby nikt nie wiedział, co właśnie obejrzał?”
Co na to sam mistrz pióra?
„To totalne szaleństwo. Naprawdę, cholernie szalone i wyuzdane. Ten film nie ma nic wspólnego z powolnym tempem z wcześniejszych filmów Perkinsa. Nigdy nie widzieliście czegoś takiego jak „Małpa”.
Pisarz dodał do tego, że jako osoba często ulegająca szaleństwu, mówi o tym z podziwem.
Warto zobaczyć?
Jeśli szukasz krwawego slashera – to nie to.
Jeśli chcesz klasycznego horroru Kinga – też nie to.
Ale jeśli masz ochotę na film, który bawi swoją absurdalnością i totalnym oderwaniem od schematów, to możesz się nieźle ubawić.
Tylko nie spodziewaj się sensownych odpowiedzi, bo Małpa to bardziej filmowy eksperyment niż historia z jasnym morałem.
Po obejrzeniu tego filmu możesz wyjść mając więcej pytań niż odpowiedzi. To nic, bo szukanie ich nie ma sensu.
Jeśli obejrzysz zwiastun tego filmu, to i tak nie przygotuje Cię na to, co zobaczysz 😂. Ale Borze szumiący! Jak ja się dobrze na nim bawiłam!
Polecę na wypad dla znajomych, przyjaciół, par i tych, co szukają kompromisu między obiema kategoriami i mają dystans do krwi na ekranie.
Dla tych, co mają wyprane mózgi horrorami kategorii B lub nawet C, ale chcą zobaczyć coś na większym poziomie.
Dla tych lekko nienormalnych, żeby nie powiedzieć pierd@#$i3tych, odnajdujących przyjemność w czarnych komediach i nie szukających ambitnych filmów. Nie nie nie… Idźcie do kina jeśli weźmiecie to na dystans i jesteście w stanie powiedzieć sobie „dobra, biorę to gónwo jakie dają” i zluzujecie na tyle, by czerpać przyjemność z tak… nietuzinkowej produkcji.
A jeśli zdecydujesz się na seans – koniecznie daj mi znać, co o tym sądzisz! Bo to jeden z tych filmów, które wywołują dzielą reakcje.
Wpadnij te z na mój INSTAGRAM!